sobota, 29 grudnia 2012

prolog

   
    

     Ktoś mocno złapał za moją dłoń i chwilę później usłyszałam cichy głos, który wydawał się dochodzić gdzieś z oddali.
    -Miriam, proszę, staraj się oddychać głęboko.
Rozejrzałam się, lecz jedyne, co dostrzegłam to czerń- nikogo przy mnie nie było... A potem znowu poczułam ten ból, który niemal rozrywał moje serce i kolejny raz zapadłam w nicość. Nie byłam w stanie stwierdzić, ile czasu minęło, zanim znów uchyliłam oczy. Może były to minuty, a może lata. W tym pustym dla mnie okresie czas nie miał żadnego znaczenia.
Nie musiałam się rozglądać, by wiedzieć, że znajduje się w jakimś bardzo starym i nie odwiedzanym od dawna pomieszczeniu. Charakterystyczny zapach zatęchłego powietrza oraz brudne, szare ściany wyrażały wszystko, czego się bałam. Kilkadziesiąt sekund później zorientowałam się, że ktoś usilnie próbuje przekazać mi jakieś informacje.
   -Jesteś w piwnicy Pavarellów, Miriam. Spokojnie, nie masz się czego bać, przyszedłem tylko sprawdzić, jak się czujesz - odezwał się, a po tak długiej ciszy jego głos niemal wyrządzał ból moim uszom. Pragnęłam tylko jednego...
   -Czy jest tu...-zaczęłam ochrypłym i cichym głosem odwracając wzrok w kierunku drzwi. Tak bardzo chciałam, by teraz stanął w nich i uśmiechnął się do mnie. Chłopak jednak, lekko zaskoczony, nie odpowiedział od razu.
   -Nie. Od chwili... Twojego wypadku... nie było go tutaj.

Ale nic więcej nie byłam w stanie usłyszeć. Gorycz cierpienia rozlała się po moim ciele.Czułam ją fizycznie, jakby była czymś namacalnym. A więc jednak odszedł. Tak, jak się zarzekał. Czyż nie tak wyobrażałam sobie swój własny koniec? Śmierć jeszcze nigdy nie była tak blisko. Jej zimny dotyk na mojej twarzy różnił się jednak od tego, który istniał wcześniej w mojej wyobraźni. Nie był on w żadnym stopniu przerażający ani nie wywoływał negatywnych emocji. Był zimny ale przynosił ukojenie i niespotykany spokój. Pociągał za sobą i nie pozwalał mi myśleć o niczym innym. Potrafił skupić na sobie całą moją uwagę. Mogło to wydawać się wręcz oczywiste, bo oprócz niego nie otaczało mnie zupełnie nic. Czerń dookoła wygrała z jasnymi barwami poranka. To nie tak, że nie chciałam się od niej uwolnić- po prostu czułam się zbyt dobrze, by wrócić. Wydawało mi się, że unoszę się gdzieś wysoko ponad Ziemią. Moje ręce pływały swobodnie, prostopadle do reszty ciała a włosy w zupełnym nie ładzie błąkały się gdzieś jakby żyły własnym życiem... To wszystko zupełnie do mnie nie pasowało, a jednak nie przeszkadzało mi. Nie byłam świadoma tego, jak te detale zmienią nadchodzącą przyszłość.
   Czy przeżyłam? Oczywiście. Przecież w przeciwnym razie nie byłoby tej historii.

Statystyka

Archiwum: