wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział I.

~*~


Ta historia zaczyna się na przełomie późnej wiosny i wczesnego lata w małym mieście niedaleko Londynu. Wypadało by je trochę opisać, ale przecież ja tylko piszę- nie jestem wszechwiedzący.
Ekhem- odzywa się znikąd głos- narratorze! Obiecywałeś, że będzie to już ostatni raz. Ostatecznie proszę o poprawę zachowania, w przeciwnym razie będę zmuszony... Dobrze, już dobrze.
Hellow City.
Czy wyróżnia je coś spośród innych, zapytasz? Jeśli jesteś jednym ze zwykłych podróżnych pewnie odpowiem, że jest otoczone z każdej możliwej strony gęstym lasem a to cię zupełnie nie zdziwi. Uznasz je za zwykłe i nie zasługujące na zbyt wiele uwagi. I słusznie! Nie zauważysz tej bardzo starej architektury budynków, braku nowych... Pozostaniesz obojętny.
Jeśli natomiast jesteś jego rodowym mieszkańcem zapewne to pytanie nie będzie Ci potrzebne. Wiesz dobrze, że do tego miasta już od dawna nikt zupełnie obcy się nie wprowadził... że coś jest z nim nie w porządku. Oczywiście na pierwszy rzut oka wszystko jest standardowo normalne. Znajduje się tu kino, warzywniaki, liczne kwiaciarnie, puby, butiki... Życie toczy się zwykłym torem.
Natomiast kiedy zapada noc wszystko diametralnie się zmienia. Ulice przepełnia pustka i cisza, latarnie świecą ciemniej, niż powinny a na domy i kamienice spada lekki obłok mgły. Całą uwagę wtedy skupia na sobie pałac Evermoon. Mieści się on na całkowitym uboczu- już za granicami lasu. Zwykli mieszkańcy Hellow City rzadko go odwiedzają. Na pytanie "Dlaczego?" właściwie nikt nie jest w stanie konkretnie odpowiedzieć. Wiadome jest tylko, że mieszka tam bardzo stary ród, który sięga dalej niż początki ów miasta. W miarę zbliżania się do okolic zamku mgła gęstnieje...



~*~



Siedemnastoletnia Miriam zdążyła wbiec po schodach do domu zanim jeszcze jej matka zamknęła drzwi samochodu. Rzuciła torbę jeszcze w holu i w ułamku sekundy znalazła się w swoim pokoju na pierwszym piętrze. Z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi. W tym samym czasie jej matka weszła do gabinetu swojego męża- Josha. Był to przyjemny, przestronny pokój urządzony gustownie w odcieniach brązu i ciemnego beżu. W centrum znajdowało się oczywiście biurko z masywnymi, zdobionymi, dębowymi krzesłami. Całą tylną ścianę stanowiły regały pełne różnych grubości książek. Na reszcie ścian wisiały obrazy wyglądające na bardzo stare oraz lampy. Nie to jednak najbardziej przykuwało uwagę. Najciekawsze w całym tym pomieszczeniu było coś, co nie od razu można było zauważyć. Dopiero wychodząc z gabinetu zauważało się, iż całą "ozdobą" ściany, którą widziało się na przeciwko siebie były duże, ciemnobrązowe drzwi i... ogromny herb wyrzeźbiony z drewna, który wisiał tuż nad owymi drzwiami. Patrząc na niego czuło się dreszcze. Mimo, iż nie wyglądał zbytnio przerażająco było w nim coś, co różniło go od innych... pewien rodzaj mroku i tajemniczości.
- Z dnia na dzień jest coraz szybsza i silniejsza. Myślisz, że nadchodzi jej czas? - Kobieta zatrzymała się pusto patrząc w jeden z obrazów.
- Obserwuję ją od dłuższego czasu... Tak, Mary, myślę, że to już nie długo.- odpowiedział nieco zmartwionym głosem nawet nie patrząc na swoją żonę. Dla każdego z nich było to bolesne przeżycie. Nikt z nich nie miał pewności, jaka czeka ich przyszłość. Niepewność w ich sytuacji była najgorszym uczuciem, które dominowało odkąd tylko Miriam przyszła na świat.
- Słuch też mam nie najgorszy, jeśli o mnie chodzi.
Oboje aż wzdrygnęli się, kiedy usłyszeli jej głos. Kilka sekund później w drzwiach pojawiła się Miriam.
- Raczycie mi wreszcie powiedzieć o co chodzi? Nie mam pięciu lat. Dłużej tego nie ukryjecie.
Usiadła na fotelu po drugiej stronie biurka i spojrzała wymownie na swojego ojca.
- A więc słucham?
W pokoju nastała niezręczna cisza, którą przerwał dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Miriam wstała z krzesła, wyprostowała się, poprawiła marynarkę i bez słowa wyszła z pomieszczenia. Wiedząc, że rodzice słyszą ją nadal szepnęła bardziej do nich niż do siebie:
- Ale to nie koniec rozmowy.

Dziewczyna zatrzymała się u szczytu schodów i mimo, iż samochodu nie było jeszcze widać doskonale wiedziała, że zaraz się pojawi. Jej słuch był naprawdę niesamowity.
Kilkanaście sekund później na podjeździe zatrzymało się czarne audi, z którego w pośpiechu wyłonił się młody mężczyzna. Od razu, gdy tylko ujrzał Miriam na jego ustach pojawił się słodki i szeroki uśmiech.
- Aaron! - ucieszyła się dziewczyna i gdy ten pokonał cały dzielący ich dystans przytuliła go mocno do siebie.
- Oo... Widzę, że ktoś tu nabrał trochę siły! - powiedział, chcąc stłumić uczucie niepokoju, które właśnie narosło w jego sercu. Odgonił jednak złe scenariusze ze swojego umysłu i uniósł ją z lekkością ponad ziemię odwracając kilka razy wokół własnej osi. Cieszył się, że znów ją widzi, choć od ich ostatniego pożegnania minęło zaledwie półtora tygodnia. Jak widać 'zaledwie' zdołało dużo zmienić w życiu ich obojga.
Miriam pragnąc zachować pozory otworzyła drzwi wejściowe szeroko i głośno krzyknęła:
- Wychodzę z Aaronem. Nie będzie mnie na kolacji.
Po czym z hukiem je za sobą zatrzasnęła. W tej chwili najzupełniej w świecie gdzieś miała opinię jej rodziców na temat tego, jak bardzo są niezadowoleni, iż spotyka się z Aaronem... tym bardziej wieczorami nie wracając na kolację. To nie miało najmniejszego znaczenia. Skoro oni nie zachowywali się jak odpowiedzialni rodzice i nie potrafili wprost powiedzieć jej, co się dzieje z jej własnym ciałem, to dlaczego ona miała zgrywać dorosłą i słuchać się każdego słowa starszych? W tej właśnie chwili postanowiła szczerze porozmawiać z przyjacielem. Miała nadzieję, że zrozumie i może nawet w jakimś stopniu będzie mógł jej pomóc. Mimo iż była prawie dorosła czuła się bezradnie jak kilkuletnie dziecko zdane na łaskę rodziców... Tylko jak zacząć?
Młodzi wsiedli do auta i popędzili w bliżej nieokreślone miejsce. Było to już w jakimś stopniu standardem, jednak zwykle ich podróże miały swój koniec w jednym, szczególnych dla nich oboje miejscu.
Aaron zaparkował przy samym skraju rzeki i wyłączył reflektory. Lubili tak wspólnie siedzieć na masce, słuchać szumu wody i wpatrywać się w Księżyc. Nie nudziło ich to, bo za każdym razem, kiedy to robili odkrywali nowe piękno Księżyca w jego poszczególnych fazach. Dostrzegali coś, co jakimś cudem wcześniej im umykało.  Nie potrzebowali wtedy słów- każde z nich myślało zazwyczaj o czymś zupełnie innym, ale wystarczyła im wzajemna bliskość i świadomość, że ma tą drugą osobę obok siebie. Czy to była przyjaźń? Oczywiście! Istniało jednak coś, co starało się ukryć każde z nich przed sobą wzajemnie. Czy było to świadome? Naturalnie, że nie. Po prostu oszukiwali się, co było wręcz oczywiste dla każdego postronnego obserwatora. Nie umieli kłamać, ale to drugie w zaufaniu po prostu nie zwracało na nic uwagi. Co to było? Oj, przepraszam najmocniej zboczenie z toru! Jak zacząć, tak? Miriam zadawała sobie to samo pytanie przez cały czas, kiedy byli w drodze.
Kiedy wreszcie usiedli dziewczyna zdobyła się na odwagę, by zacząć rozmowę. Nie była pewna jednak, czy postępuje słusznie. Rodzice wielokrotnie prosili, by wszystko zachowała tylko dla nich i dla siebie. Nie- postanowiła- wcale nie muszę ich wiecznie słuchać!
- Aaron? Możemy o czymś porozmawiać?
Młody mężczyzna odwrócił się w jej stronę, ale jego oczy wydawały się być puste i zainteresowane zupełnie czymś innym. Byłoby jej to umknęło, bo Aaron lubił czasem się zamyślić, niemal oderwać od rzeczywistości, ale w tym właśnie momencie jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły.
- Aaron? - powtórzyła głucho, ale jej towarzysz musiał być myślami gdzieś bardzo daleko. - Wszystko w porządku? Odezwij się, proszę... - próbowała, lecz nie było z nim żadnego kontaktu. Było to nienaturalne i wywołało u Miriam lekki atak paniki. Czyżby coś mu się stało?
W kolejnych trzech sekundach wydarzyło się coś, czego zwykły człowiek nie był w stanie zarejestrować. Bystre oko Miriam i jej czułe ucho jednak jej nie zawiodło.
Między drzewami pojawiła się długowłosa postać, która stała nieruchomo przez sekundę, która zdawała się być jednak bardzo długa.
- Kim jesteś? - zapytała. Miała dziwne przeczucie, że facet nie przyszedł tutaj przypatrywać się Księżycowi, tak jak oni.
- Nie udawaj, że mnie nie rozpoznajesz, Miriam Demonico Raven. Felix.- skłonił się delikatnie.
Dziewczyna wzdrygnęła się słysząc z jego ust drugie imię, o którego istnieniu nie miała nawet pojęcia.
- Czego chcesz ode mnie i co zrobiłeś Aaronowi?!- krzyknęła i poczuła dziką wściekłość, która rozlała się po jej żyłach jak krew. Nie miała pojęcia, co wywołało u niej taki gniew, ale wydawało się jej wcale to nie przeszkadzać. Nawet nie zauważyła, że stoi już na lekko ugiętych i rozstawionych nogach. Jej źrenice były bardzo mocno powiększone- niemal tak jak u Aarona.
- Droga Miriam, proszę cię o zachowanie spokoju. Spójrz na siebie.- polecił jej mężczyzna i zbliżył się do niej na odległość czterech kroków, co nieświadomie zarejestrowała. Dopiero wtedy dotarło do niej, co robi. Wyprostowała się i odgarnęła włosy z twarzy. Była w szoku. Facet znów przybliżył się- tym razem już o sześć większych kroków. Był oddalony tylko o dwa metry. Między nimi znajdował się już tylko samochód i Aaron. Na myśl o nim i o tym, że chłopak jest w stanie jakiejś dziwnej hipnozy, bezbronny i całkiem odcięty od rzeczywistości znów wybuchł w niej pożar.
- Odejdź od niego!- warknęła rozzłoszczona zza zaciśniętych zębów.- Odejdź, albo pożegnaj się z życiem.- zagroziła chcąc pokazać mu władzę. Ten jednak wcale nie poczuł zagrożenia ze strony młodej dziewczyny i uśmiechnął się lekceważąco.
- Moja droga. Dobrze wiesz, że jesteś zbyt słaba, by wyrządzić mi jakąkolwiek krzywdę. Jeśli chcesz mieć spokój to pilnuj swojego kochasia i nie próbuj mu mówić o tym, co dzieje się teraz w twoim drugim życiu. W innym razie będę musiał go unieruchomić już na stałe...- Miriam nie była w stanie wytrzymać tego dłużej. Z każdym słowem narastały w niej jeszcze większe pokłady nienawiści i w ułamku sekundy, zupełnie nie panując nad tym, co robi, skoczyła w stronę Felixa. Czerń pomieszana z czerwienią napłynęła jej do oczu, co zamroczyło jej widok na świat. Jedyne, co była w stanie zarejestrować, to przeraźliwy krzyk, a potem była już tylko głucha cisza.

Statystyka

Archiwum: